Nazwisko Wes Craven do czegoś zobowiązuje. Kiedy zabieram się do oglądania jego dzieł, poprzeczka podniesiona jest stopień wyżej, ponieważ udowodnił już, że naprawdę potrafi kręcić filmy. "Koszmar z ulicy Wiązów", "Wąż i tęcza", czy "Krzyk" ustawiły poprzeczkę dla kolejnych filmów. "Red Eye" zawiódł mnie niemiłosiernie. Nezbyt ciekawa fabuła to tylko jeden minus, ale fakt, że film Wesa Cravena nie trzyma w napięciu(!) jest dużym uchybieniem. Największym plusem jest to, że Wes nie męczył nas dłużej tym filmem i poprzestał na 80 minutach. Nie powiem, że "Red Eye" jest beznadziejny, dla zabicia czasu da się go oglądać, ale tak jak mówię - taki reżyser powinien zaoferować nam coś więcej. Najgorszy film Cravena, jaki oglądałem. Zdecydowanie poniżej oczekiwań.