nie wiedziałem, że Rossellini w tym czasie nakręcił tak dobry film, który - bez żadnej przesady -
pod wieloma względami dorównuje jego poprzednim dziełom; oprócz ogólnego, dobrego
wrażenia całości jest tu wiele świetnych scen, a poza tym klimat niekiedy wyjęty wprost z
arcydzieł neorealizmu (autorstwa Roberto, rzecz jasna) - chodzi oczywiście o "Rzym, miasto
otwarte" i "Paisa"; no i do tego świetna obsada, w tym Siergiej Bondarczuk we własnej
osobie...
Ten film to takie cudeńko, które - choć może w tamtych czasach nieco już archaiczne -
doskonale broni się w kontekście niezłej wówczas konkurencji (Fellini, Antonioni, debiutujący
Pasolini); może to też łabędzi śpiew Rosseliniego - w rozumieniu osiągnięcia artystycznego.